Remus
obserwował Grace spod półprzymkniętych powiek. Od kilku dni,
konkretnie od pełni, dziwnie się zachowywała. Niby wszystko było
w porządku – dziewczyna zajęła się nim po przemianie, postawiła
na nogi, była przy nim, ale chłopak czuł, że coś jest nie tak.
Wyczuwał pewną rezerwę w tym, jak się do niego odnosiła.
Bolał
go jej dystans, ale całkowicie go rozumiał. Co prawda Grace od
dawna wiedziała o jego chorobie, jednak wiedzieć, a widzieć, to
zupełnie dwie różne pary mioteł. Dziewczyna sama mu kiedyś
przyznała, że nigdy nie widziała przemiany wilkołaka. Sytuacja
się zmieniła, a dziewczyna poznała mroki wilkołactwa w najgorszy
możliwy sposób. Nic dziwnego, że zaczęła się bać.
–
Powiedz to – rzucił Remus.
–
Słucham? – spytała, przerywając czytanie gazety.
–
Powiedz to. Czuję, że masz jakiś problem. Wiem z czym.
Odłożyła
gazetę. Przesiadła się z fotela na kanapę, tuż obok Remusa.
–
To nie tak… – zaczęła.
–
Dokładnie tak. Grace, czuję, że coś się między nami zmieniło.
Od pełni jest zupełnie inaczej…
Urwał,
gdy dziewczyna zaczęła płakać. Objął ją ramieniem i
przyciągnął do siebie. Wtuliła się w niego jak mała małpka i
szlochała przez kilkanaście minut.
–
Przepraszam – powiedziała, gdy już się uspokoiła. – Masz
rację. Wiem, że inaczej się zachowuję, ale… Ciągle to
pamiętam. Gdy zamknę oczy znowu widzę, jak się przemieniasz.
Słyszę twój krzyk.
Remus
słuchał jej z rosnącym przerażeniem. Wiedział, o czym ona mówi.
Kiedyś podobne słowa słyszał od przyjaciół, po pierwszej
przemianie, której byli świadkami. Rzecz jasna nie powiedzieli mu
tego wprost. Był wtedy w łazience, a Huncwoci nie mieli pojęcia,
że ich słyszy. A on słyszał. Każde ich słowo. Bolało go to, że
przyjaciele się go bali. Może nie jego jako takiego, ale przemiany.
Nie dziwił się im, bo sam drżał ze strachu przed każdą kolejną
pełnią, ale to nie było miłe.
–
Grace, gdybym tylko mógł cofnąć czas…
–
Nie. To nie była twoja wina. Po tym, co się ostatnio stało, nikt
nie mógłby mieć o to do ciebie żalu.
–
Wystarczyłoby jedno twoje słowo do odpowiednich ludzi i już byłbym
martwy – zauważył ponuro. – Ministerstwo nie darowałoby mi
tego. Szczególnie teraz, gdy w życie weszła Czerwona Karta.
–
Nikomu nie powiedziałam. I nie powiem. Nikt się o tym nie dowie. To
zostanie między nami.
Remus
uśmiechnął się delikatnie, słysząc to zapewnienie. Podobnych
słów użyli Huncwoci, gdy powiedział im o swojej przypadłości w
drugiej klasie.
–
Kocham cię – dodała Grace, upierając głowę o ramię
narzeczonego.
–
Wiem. Mimo to chcesz odejść.
Remus
poczuł, jak dziewczyna sztywnieje. Nie doczekał się jednak
zaprzeczenia.
–
Nie potrafię… Nie potrafię być z tobą ze świadomością, jak
bardzo cierpisz co miesiąc.
–
Wiesz o tym od dawna. Jesteś przy mnie po każdej pełni. Przecież
tyle razy widziałaś mnie po przemianie…
–
To nie to samo. Co innego opatrywać cię po wszystkim, a co innego…
TO. Przepraszam. Kocham cię. Tak bardzo cie kocham, ale nie mogę
być z tobą. To zbyt bolesne.
Remus
milczał. Wiedział, że tak się skończy ta rozmowa. Sam do niej
dążył, nie mogąc znieść napięcia, które powstało między
nim, a Grace. Mimo to każde kolejne słowo było jak cios pięścią
w brzuch.
–
Wiem, jak to głupio brzmi – kontynuowała dziewczyna. – Nie
mogę z tobą być, bo za bardzo cię kocham, ale… – reszta
zdania utonęła w delikatnym pocałunku.
–
To nie jest głupie – powiedział w końcu Remus. – Nigdy nie
byłem odpowiednim mężczyzną dla ciebie. Tylko, głupi, wierzyłem,
że będziemy mieć szansę.
–
Mieliśmy. Nadal mam suknię ślubną.
–
Dobrze, że nie miałaś okazji jej założyć. W końcu stałoby się
to, co dzieje się teraz. Podjęłabyś taką samą decyzję. Tylko
bardziej by nas bolała. Mimo to cieszę się, że mieliśmy dla
siebie te dwa lata.
–
Dwa lata, trzy miesiące, dwa tygodnie i dwa dni – poprawiła go
Grace. – Najlepszy okres w moim życiu.
Remus
nie odpowiedział. Nie zdziwiło to dziewczyny, która nie liczyła
na wzajemność. Odkąd zaczęli się spotykać, Lupin stracił
rodziców, przyjaciół i kuzyna. Teraz tracił ją.
–
Gdyby coś się działo… – zaczął niepewnie. – Pisz śmiało.
Nasze rozstanie nie znaczy, że zacznę cię nienawidzić. Nigdy do
nikogo nie czułem tego, co czuję do ciebie.
–
Pamiętaj, że to działa w obie strony. Możesz do mnie pisać w
każdej sytuacji.
–
Do Stanów? – domyślił się Remus.
–
Pewnie tak. Ciotka Brenda ma mnie dosyć. Nie pozwoli mi dłużej
siedzieć sobie na głowie. Ale, w razie czego, wiesz, gdzie mnie
szukać. Będę w Bostonie.
Przytuliła
ukochanego po raz ostatni, pozwalając mu na delikatny pożegnalny
pocałunek. Gdy się od siebie odsunęli, Grace sięgnęła do lewej
dłoni, by zdjąć pierścionek zaręczynowy. Remus ją zatrzymał.
–
Zachowaj go. Na pamiątkę.
Dziewczyna
uśmiechnęła się, czując jak w jej oczach pojawiają się łzy.
–
Dziękuję. To… Do zobaczenia.
–
Do zobaczenia – odpowiedział chłopak lekko nieswoim głosem.
Grace
objęła go po raz ostatni, wkładając w jego dłoń klucze od domu.
–
Tylko nie gub więcej kluczy. Bo nie będziesz miał od kogo brać
zapasowych.
Remus
uśmiechnął się delikatnie. Z bólem serca patrzył, jak jego
narzeczona wychodzi z jego domu i z jego życia.
~
* ~
Długo
zastanawiał się nad następnym krokiem, ale w końcu doszedł do
wniosku, że nie ma wyboru. Czerwona Karta nie pozostawała mu
wyboru.
Wszedł
do Wejścia Smoka i od razu skierował się na zaplecze. To nie była
jego zmiana, więc nie musiał szukać wymówki, żeby wyjść za
baru. Jak zrobi to, co planował, już nigdy nie stanie za barem.
Wszedł
do gabinetu, po uprzednim zapukaniu w drzwi. Will siedział za
biurkiem i przeglądał dokumenty. Na widok Remusa odłożył je na
blat.
–
Mam coś dla ciebie – powiedział na wstępie. – Przeczytaj to,
zanim powiesz mi to, z czym przyszedłeś.
Chłopak
wziął od niego kopertę. Na wierzchu widniało jego nazwisko,
napisane znajomym charakterem pisma. Lekko drżącymi rękoma
otworzył kopertę i wyjął z niej list.
Remusie,
powinienem
powiedzieć Ci to osobiście, ale nie miałem na to dostatecznie dużo
odwagi. Z nas dwóch to Ty zawsze byłeś tym odważnym.
Przede
wszystkim chciałem Ci podziękować. Will wszystko mi wyjaśnił i
domyślam się, jak trudno było Ci podjąć decyzję. Sam nie
wiedziałbym, co zrobić, gdybym znalazł się w takiej sytuacji. A
Ty zachowałeś zimną krew i uratowałeś mi życie. Nigdy Ci się
za to nie odwdzięczę.
Wiem,
że moje zniknięcie nie jest dla Ciebie łatwe. Liczę jednak, że
mnie zrozumiesz – muszę przyzwyczaić się do nowej sytuacji. W
samotności. Proszę, nie szukaj mnie. Jak poczuję, że jestem
gotowy do powrotu, to wrócę. Masz na to moje słowo.
Razem
z tym listem przesyłam wszystkie upoważnienia do zarządzania
należącymi do mnie ruchomościami i nieruchomościami. Rób z nimi
co chcesz. Ta przeklęta ustawa zakazuje Ci mieszkać w miastach
takich jak Oxford, więc myślę, że najlepiej będzie, jak
sprzedasz dom. Pieniądze na pewno Ci się przydadzą.
Trzymaj
się, kuzynie. Na pewno będę do Ciebie pisał, ale nie oczekuję
odpowiedzi. Zresztą pewnie żadna sowa nie da rady mnie znaleźć.
Mike
Remus
odłożył list na stół, czując niepokojące pieczenie pod
powiekami. Potarł oczy, żeby uniknąć popłynięcia łez.
–
Znalazłem to na biurku, gdy przyszedłem tu dzisiaj rano –
powiedział Will, dyskretnie kierując wzrok na dokumenty. Nie chciał
stawiać gościa w krępującej sytuacji. – Było też to.
Wyciągnął
w stronę młodego wilkołaka teczkę. Nie miał pojęcia, co w niej
było, bo akurat w tej sytuacji zdecydował się na uszanowanie
tajemnicy korespondencji.
–
Dziękuję – powiedział Remus, przejmując dokumenty. – Ale…
Ja w zasadzie przyszedłem w innej sprawie.
–
Domyślam się. Nie udało mi się go znaleźć. Jeszcze –
zaznaczył Will. – Pociągnąłem za kilka sznurków i poprosiłem
o pomoc kilka zaufanych osób, więc sądzę, że znalezienie Mike'a
to kwestia czasu.
–
Mike prosi, żeby go nie szukać. Twierdzi, że wróci, kiedy będzie
na to gotowy. Tylko…
–
Chciałbyś, żeby ktoś miał go na oku – domyślił się wampir.
Remus
kiwnął twierdząco głową, cały czas trzymając mocno teczkę,
którą przed chwilą dostał – jedyny namacalny ślad, że jego
kuzyn wciąż żyje.
–
Will, dziękuję za wszystko, co zrobiłeś. Dla mnie i dla Mike'a.
Dlatego tak trudno było mi tu dzisiaj przyjść… Bo widzisz…
Odchodzę. Nie mogę więcej tutaj pracować.
Ku
jego zdumieniu wampir nie okazał żadnego zaskoczenia. Z właściwym
sobie spokojem sięgnął do szuflady i wyjął kartkę papieru. To
było wymówienie.
–
Spodziewałem się tego, odkąd usłyszałem o ograniczeniach, jakie
nakłada Czerwona Karta – powiedział. – Ale nie musisz tego
robić. Ministerstwo nie może się do ciebie przyczepić, jeżeli
będziesz mieszkał poza Oxfordem. Mogę to załatwić.
–
Wiem. I dziękuję za chęci. Tylko… Naprawdę nie chodzi o tę
ustawę, zarządzenia… Nawet o sprawę z Mike'a. Skończyłem
studia, wojna dobiegła końca, mojego Mike'a już nie ma, a wczoraj
rozstałem się z Grace. W Oxfordzie trzyma mnie już tylko praca
tutaj. Chciałbym się od tego odciąć. Chciałbym zamknąć ten
rozdział mojego życia. Rozumiesz mnie?
–
Rozumiem. W takim razie nie będę cię zatrzymywał. Mam tylko
nadzieję, że jesteś świadom tego, iż tak łatwo się mnie nie
pozbędziesz. Łączy nas coś więcej niż sprawa Mike'a. W pewnym
sensie jesteś pod moją opieką.
–
Henry mi to mówił. Wtedy. Nie mam zamiaru się od ciebie odcinać.
Po prostu chcę zacząć żyć od nowa. Na nowych zasadach.
„Ten
chłopak ma większe jaja niż sądziłem”, pomyślał z uznaniem
Will. Nie spodziewał się takiej deklaracji z ust swojego gościa.
Zrozumiał, że dobrze zrobił, biorąc go pod opiekę. Chłopak
jeszcze wyjdzie na ludzi.
–
W takim razie trzymaj się – powiedział wampir, ściskając
Remusowi rękę na pożegnanie. – I…
–
Wiem. Zawsze mogę zwrócić się do ciebie w razie kłopotów.
–
Nie. MUSISZ zwrócić się do mnie w razie kłopotów. Inaczej nie
będę mógł ci pomóc. I nie zdziw się, jeżeli ja też będę cię
czasami prosił o drobne przysługi.
–
Kiedy tylko będziesz chciał – odparł z uśmiechem Lupin.
Puścił
rękę wampira i wyszedł z jego gabinetu. Pewnym krokiem przeszedł
przez bar i wyszedł na ulicę. Wziął głęboki oddech i odważnie
ruszył w nowe życie.
Zamykające
się za Remusem drzwi poruszyły wiszący nad nimi dzwonek.
Koniec
części I
Cóż... Część pierwsza za nami. Na tę chwilę mogę Wam obiecać, że pojawi się też część druga, która jest niemal ukończona, ale trzecia jest niestety bardzo mało prawdopodobna. Od miesięcy napisałam zaledwie półtorej rozdziału - całkowicie pochłaniają mnie studia i życie prywatne. Może w najbliższym czasie (tj. w wakacje) znajdę więcej czasu na pisanie, ale póki co część trzecia stoi pod dużym znakiem zapytania.Póki co chciałabym Was zaprosić na pierwszy rozdział części drugiej, który pojawi się za tydzień. Wtedy też nastąpi zamiana szablonu.Tyle ogłoszeń parafiolnych. Życzę Wam Wesołych Świąt.
Popłakałam się, czytając ten rozdział. Nie sądziłam, że ich związek zakończy się przez takie coś... Okrutne.
OdpowiedzUsuńUwierz mi, pisałam to ze łzami w oczach.
UsuńPozdrawiam
Naprawdę wzruszający rozdział. Wiadomo było, że związek Grace i Remusa nie mógł trwać wiecznie. Nie spodziewałam się jednak, że rozstaną się już teraz i w taki sposób. Mam nadzieję, że Grace pojawi się jeszcze. Cudownie opisujesz uczucia bohaterów. Uwielbiam Twoje wpisy! Już nie mogę doczekać się następnych. Pozdrawiam i życzę wesołych świąt! :) 3>
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za miłe słowa. Tobie także życzę wesołych świąt.
UsuńGrace na pewno pojawi się w drugiej części.
Pozdrawiam