a

a

Tekst

Oficjalnie wróciłam! Tylko nie na tego bloga (przynajmniej jeszcze nie, niczego nie wykluczam). Zapraszam TUTAJ na bardziej alternatywną historię,

Szablon mojego autorstwa.

Aktualizowane 17.04.2020


piątek, 7 kwietnia 2017

Rozdział 79 – Zapomniana pełnia

Minuty mieszały się z godzinami. Godziny mieszały się z dniami. Sekunda, minuta, godzina, dzień… to wszystko łączyło się w wielkim bałaganie. Remus siedział w fotelu w salonie, wpatrując się w drzwi. Oczekiwał na jakąkolwiek informację od Willa. Choćby jedno słówko.
Nic nie dostał.

Dni mijały a Daniels nie przysyłał żadnej informacji. Wciąż szukał Mike'a. Albo udawał, że szuka.

Przez dni, które nastąpiły po zniknięciu Crofta, Grace nie odstępowała boku narzeczonego, który przejawiał coraz mniej chęci współpracy. Po jakimś czasie doszło do tego, że dziewczyna musiała wmuszać w niego jedzenie i siłą zaciągać do łazienki.

Serce jej krajało, gdy widziała jak Remus się męczy. Pierwszy raz, odkąd poznała prawdę o ukochanym, z niecierpliwością oczekiwała pełni. Chciała, żeby ten przeklęty, naznaczony śmiercią miesiąc wreszcie się skończył. Miała przeczucie, że grudzień przyniesie coś nowego.
Wszechobecne napięcie wykańczało ją. W domu Remusa z trudem znosiła panujące tam napięcie i milczenie narzeczonego. Z kolei każdy powrót do mieszkania ciotki kończył się awanturą. Brenda miała już serdecznie dość obecności siostrzenicy i jej narzeczonego. Grace podzielała tą niechęć – gdyby nie Remus, już od dawna byłaby w Bostonie.

– Tak dłużej być nie może! – rzuciła pewnego wieczora, uderzając pięścią w stojący w salonie regał.

Siedzący w fotelu chłopak podskoczył i spojrzał na narzeczoną. Po raz pierwszy od kilku dni zwrócił na nią uwagę. Na krótko. Gdy doszedł do wniosku, że nic mu nie grozi, wrócił do obserwacji drzwi.

Grace westchnęła głośno. Podeszła do niego. Objęła dłońmi jego twarz zmuszając do tego, żeby na nią spojrzał. W jego brązowych oczach nie widać było zwykłego blasku, ale nie były puste, jak po śmierci Evelynne. Grace wzięła to za dobry znak.

– Posłuchaj mnie – nakazała. – Nie możesz wiecznie się zadręczać. TO NIE BYŁA TWOJA WINA! Przyjmij to w końcu do wiadomości.

– Powinnaś stąd wyjść – powiedział. – Wszyscy, na których mi zależy umierają.

– Mike żyje – wtrąciła Grace.

– Tylko dzięki Willowi. Ale nie można powiedzieć, że wszystko z nim dobrze, prawda?

Dziewczyna nie wiedziała, co ma na to odpowiedzieć. Widziała, że jej narzeczony na nowo pogrąża się w depresji. Ostatnio aż za często znajdował się na granicy, która oddzielała jasność od mroku. Bała się, że w którymś momencie Remus przekroczy tę cienką linię i stoczy się na dno. Nie była pewna, czy ma wystarczająco dużo siły, aby go podnieść.

– Zaufaj Willowi. Jeżeli on mówi, że wszystko będzie w porządku, to znaczy, że tak będzie.

– Na jakiej podstawie tak twierdzisz?

Grace przez dłuższą chwilę zastanawiała się nad odpowiedzią. Nie umiała mu odpowiedzieć z sensem. W końcu słabo znała Willa.

– A mamy inne wyjście? – spytała bezradnie.

Remus pokręcił głową. Delikatnie oderwał dłonie dziewczyny od swojej twarzy. Pocałował opuszkę każdego palca, co przywołało na jej twarz uśmiech.

– Wszystko będzie dobrze – zapewniła go.

Tym razem Lupin też się uśmiechnął, delikatnie i niepewnie. Jakby bał się własnego uśmiechu.

Wstał z fotela i ruszył w kierunku schodów. Mniej więcej w połowie drogi gwałtownie się zatrzymał. Dopiero po chwili Grace zorientowała się, że coś się zmieniło – cały parter rozświetliło wpadające przez okno srebrne światło księżyca w pełni.

Remus zesztywniał, a chwilę później zaczął cały dygotać.

– Uciekaj! – wydyszał, zanim z jego gardła wyrwał się krzyk.

Grace cofnęła się i przywarła do ściany, obserwując z przerażeniem przemianę narzeczonego. Jego wykrzywiona z bólu twarz zaczęła się wydłużać, przekształcając się w szczęki wilkołaka. Przy okropnym chrzęście kości, ramiona przysunęły się do przodu i wydłużyły. Miejsce paznokci zajęły pazury. Bladoniebieska bluzka pękła na nim, a jej resztki opadły na ziemię. Wkrótce spodnie spotkał ten sam los. Całe jego ciało zaczęła obrastać jasnobrązowa sierść. Opadł na cztery łapy i zawył.

Cała przemiana trwała niespełna trzy minuty, ale Grace zdawało się, że trwa godzinami. Wcześniej nie była świadoma, jak bardzo jej ukochany cierpi co miesiąc. Niestety nie miała czasu, żeby się nad tym zastanowić.

Wilkołak skupił swój wzrok na niej i ruszył w jej stronę, obnażając ostre kły. Ze wzroku, jakim ją zlustrował, dziewczyna uświadomiła sobie, że nie uważał jej za zagrożenie – traktował ją jak ofiarę.

Wyszarpnęła różdżkę zza pasa.

Conjunctivitis! – krzyknęła, czując się, jakby ktoś wbijał jej sztylet w serce.

Wilkołak padł na ziemię. O jego przytomności świadczyły głuche warknięcie, który wydobywało się z głębi jego gardła i bacznie ją obserwujące zimne oczy.

Usiłując zignorować ból serca, przy pomocy różdżki przeniosła go do piwnicy. Tam zdjęła zaklęcie i szybko zamknęła drzwi. Zdążyła rzucić na nie zaklęcie, gdy poczuła silne uderzenie. To była kolejna rzecz, o której Grace wcześniej nie wiedziała – wilkołaki w czasie pełni miały o wiele więcej siły niż zazwyczaj. Rzuciła jeszcze dwa zaklęcia – tak dla pewności.

Dopiero gdy upewniła się, że nikt nie wyjdzie i nie wejdzie do piwnicy bez jej wiedzy, osunęła się na ziemię i wreszcie pozwoliła sobie na płacz. Szlochała do wtóru wycia zza ściany, błagając Merlina, Morganę, Hekate i kogo tylko można było, aby ta okropna noc się skończyła.

Wciąż przed oczami miała przemieniającego się Remusa i agonalny ból widoczny na jego twarzy. W uszach brzmiały krzyki i tępe chrzęsty przesuwających się kości. Nawet jej płacz nie był w stanie ich zagłuszyć.

Przez piwniczne okienko widziała przesuwający się księżyc. Błagała go, by przesuwał się szybciej. Błagała słońce, żeby wreszcie wzeszło, bo to oznaczało koniec katuszy jej ukochanego.

Nie wiedziała, w którym momencie usnęła. Zmęczona płaczem i ciągłymi błaganiami zasnęła, zwinięta w kłębek na twardej podłodze. Nawet w czasie snu słyszała dobiegające z sąsiedniego pomieszczenia wycie.

~ * ~

Will zaklął tak, jak wieki temu klął jego ojciec. Aż sam się tym zdziwił – nie spodziewał się, że wciąż to pamiętał. W końcu minęło tyle czasu. Przez długie lata życia nauczył się wielu przekleństw w bardzo wielu językach. Mimo to w tych najgorszych chwilach wracał do języka swojego dzieciństwa i przyzwyczajeń nabranych w młodości.

To był jego najgorszy tydzień od bardzo dawna. Nie dość, że niedawno ogłoszona Czerwona Karta przysparzała mu problemów jako wampirowi, to jeszcze dostał z jej powodu wiele wiadomości od osób, którym obiecał swoją pomoc. Wiele wampirów, głównie młodych, nie miało takich układów jak Will i potrzebowało jego pomocy, żeby odnaleźć się w nowej sytuacji. Ucieczka Mike'a była przysłowiowym gwoździem do trumny. Szukanie pisklaka zajmowało mu niepokojąco dużo czasu. Po kilku dniach nadal nie znalazł po nim nawet śladu, co doprowadzało go do szału. Pierwszy raz mu się zdarzyło, ze nie potrafił kogoś odszukać. To, że Mike był świeżoprzemienionym wampirem napawało Danielsa irytacją i dumą. Temu pierwszemu się nie dziwił, ale drugie? Gdy zwierzył się z tego Henry'emu, ten go wyśmiał. A jednak Will był bardzo dumny z umiejętności podopiecznego. Skoro tak wcześnie, bez odpowiedniego treningu, umie skryć się nawet przed doświadczonym szpiegiem, to Daniels był bardzo ciekawy, co młody będzie potrafił, gdy już wszystkiego się nauczy.

Korzystając z chwili spokoju Will przeszedł do Bunkra. Była to część piwnicy zabezpieczona zarówno mugolskimi środkami, jak i zaklęciami, zakładanymi przez lata. Nikt, oprócz gospodarza, nie mógł tam wejść. To właśnie tam znajdował się cały arsenał Willa: akta, informacje i spisy. Była to cała wiedza Danielsa – wszystkie sekrety jego potęgi. Nie zszedł do Bunkra po to, żeby przeglądać dane urzędników. Sięgnął do zamkniętej na kluczyk szafy, gdzie trzymał wszystkie dane członków swojej rodziny. Ostatnimi czasy coraz rzadziej dodawał coś do niej, bo po drugiej wojnie światowej stracił kontakt z większością swoich potomków. Tydzień temu do jednej z teczek, najcieńszej, dołożył dane Mike'a.

Jasnobrązowa teczka, dodatkowo oznaczana jasnoczerwonym paskiem, zawierała dane tych, których przemienił. Liam, Cora, Damien, Eric, Aiden i Alexa. Will doskonale pamiętał okoliczności przemienienia każdego z nich. Pamiętał ich treningi, pytania, które mu zadawali, ich błędy, potknięcia i sukcesy. Byli dla niego jak dzieci.

Rzadko prosił ich o pomoc – uważał, że to przyznanie się do porażki jako ojca. Tym razem uważał, że nie ma innego wyjścia. Przy tak dużym natłoku spraw nie da rady znaleźć Mike'a sam. Chciał poprosić swoje wampirze dzieci o pomoc w odnalezieniu ich nowego brata. MUSIAŁ to zrobić. Inaczej nigdy nie znajdzie zagubionego chłopaka. Croft był zbyt dobry w ukrywaniu się.

Zamknąwszy dokładnie szafkę z danymi i Bunkier, Will wrócił do salonu. W urządzonym nowocześnie (w stylu wiktoriańskim) pomieszczeniu znajdowało się niewiele znaków, które świadczyły o tym, że czasy się zmieniły. Wiszący na ścianie kalendarz, który wskazywał październik 1981 roku, obraz przedstawiający Elżbietę II oraz mugolski telefon wskazywały na zmianę wieku i panującego władcy.

Will od zawsze stał w rozkroku – jedna noga tkwiła w świecie czarodziejów, druga w świecie mugoli. Z biegiem czasu nauczył się czerpać pełnymi garściami z obu. Właśnie dlatego miał i różdżkę, i telefon, do którego właśnie podchodził.

Podniósł słuchawkę i wykręcił dobrze znany mu numer. Po kilku sygnałach usłyszał znajomy męski głos:

– Czołem.

– Cześć, Liam. Mam do ciebie sprawę.

Z drugiej strony dało się słyszeć dźwięki, jakby wampir poderwał się na te słowa.

– Coś się stało? – spytał szybko młodszy wampir.

Brzmiał jak żołnierz, którym zresztą był. Liam był jednym z żołnierzy walczących w wojnie o amerykańską niepodległość. Will nie angażował się w ten konflikt, ale był wtedy obecny Nowym Świecie. Sporo zainwestował w koloniach i chciał się upewnić, że straci jak najmniej. Spotkał Liama w czasie jednaj z podróży między Waszyngtonem a Filadelfią. Dwudziestopięcioletni, ciężko ranny chłopak leżał w lesie, przez który przechodziła droga. Will nie dowiedziałby o jego obecności, gdyby nie zwęszył krwi. Tknięty przeczuciem zeskoczył w konia i pognał w krzaki. Widząc na wpół żywego Liama, chciał go zostawić lub kazać go dobić. Jednak gdy ten uniósł powieki i spojrzał na wampira chabrowymi oczami, w których nie było widać nawet cienia strachu, a jedynie wolę walki, Will nie mógł go zostawić. Porzucając myśl o podróży, zabrał go do swojej posiadłości, gdzie uratował mu życie, przemieniając w wampira. Liam narodził się jako pierwsze wampirze dziecko Danielsa i przez dwieście lat był jego prawą ręką. Mimo kilkunastoletniego odosobnienia, Liam nadal mógł cieszyć się zaufaniem ojca.

– Prawie dwa tygodnie temu przemieniłem pewnego chłopaka. Nazywa się Micheal Croft. Niedawno zniknął z mojego domu, a ja mam zbyt dużo problemów, żeby poświęcić całą energię i czas na odnalezienie go.

– Innymi słowy: mam znaleźć nowego brata – podsumował Liam. – Zaraz się tym zajmę. Ściągnę resztę brygady i znajdziemy nasze zagubione kaczątko.

Will roześmiał się cicho. Rozmowy z najstarszym synem zawsze poprawiały mu humor. W Liamie poczucie humoru łączyło się z poczuciem obowiązku – to było najlepsze możliwe połączenie.

~ * ~

Grace obudziły pierwsze promienie wschodzącego słońca. Obolała po spędzonej na podłodze nocy, zerwała się na równe nogi i zdjęła zabezpieczenia z drzwi piwnicy. Wpadła do środka, usiłując w mroku zobaczyć narzeczonego. Znalazła go zwiniętego w kącie. Od razu do niego podbiegła.

Z bólem policzyła wszystkie rany i zadrapania na jego ciele. Teraz, gdy już wiedziała, jak bardzo cierpi jej ukochany, opatrywanie go po pełni było dla niej jeszcze trudniejsze.

– Grace… – wyszeptał Remus, z trudem otwierając oczy.

– Ćśś, nic nie mów – poprosiła, próbując zapanować nad drżeniem głosu. – Nie męcz się.

– Czy… nic ci nie zrobiłem?

– Nie. Jestem cała i zdrowa. Wszystko jest w porządku.

Czuła, że okłamuje samą siebie, ale w tym momencie musiała uspokoić ukochanego.

– Na…

– Na pewno – zapewniła go, zanim zdążył dokończyć pytania. – A teraz przestań mówić, bo się wykończysz.

Na jej nieszczęście Remus nic sobie nie robił z jej nakazów. Co gorsza, z wysiłkiem i wypisanym na twarzy bólem uniósł się do pozycji siedzącej. Złapał ręce Grace i dokładnie je obejrzał. Odetchnął z ulgą, gdy nie znalazł na nich śladu swoich pazurów.

– Przepraszam. Zaginięcie Mike'a tak mnie przytłoczyło, że kompletnie zapomniałem o pełni…

– Nic się nie stało. To nie była twoja wina.

– Moja. Powinienem był pamiętać… Powinienem… – urwał, gdy pociemniało mu przed oczami.

Osunął się wprost w ramiona Grace. Twarz mu pobladła.

– Prześpij się – poradziła mu dziewczyna. – Czekają nas jeszcze dwie trudne noce.

Ostatnie słowa powiedziała bardziej do siebie niż do Remusa, który zdążył już usnąć. Albo stracić przytomność. Grace nie była pewna. W każdym razie było jej to na rękę. Nie potrafiła spokojnie patrzeć narzeczonemu w oczy.

4 komentarze:

  1. Świetny rozdział! Pomimo, że w wielu opowiadaniach znajduje się moment, w którym Remus zapomina o pełni, to bardzo mi się podobał :D Wątek Willa też jest genialny, a nawet lepszy. Ta wampirza ekipa, to muszą być dość ciekawi ludzie. Oby znaleźli Mike'a całego, zanim coś wyrobi.
    Nie mam za bardzo czasu więcej napisać.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko się dziwić, skoro motyw zapomnienia o pełni pojawił się również w kanonie.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Całkiem wypadła mi z głowy ta scena. W każdym razie była świetna. Wybacz, za błąd rzeczowy :D
    Cóż, w wakacje Harry do powtórki i tyle w temacie ;)

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy