Po
spotkaniu z Willem Remus przespacerował się po Oxfordzie. Zajrzał
na Sunny Street, żeby rzucić okiem na dom, w którym spędził
studenckie lata. Mimo przyzwolenia kuzyna, nigdy nie zamierzał
sprzedawać jego własności. Choćby miał nie wiadomo jak ciężką
sytuację finansową.
W
końcu, po dłuższych przepychankach z urzędnikami, wynajął dom
jednemu z uniwersyteckich profesorów. Nie brał dużo pieniędzy –
czterdzieści galeonów to nie była wysoka cena, biorąc pod uwagę,
że dom był przestronny i znajdował się w pobliżu budynków
uniwersyteckich. Miał kilka powodów do brania tak niewielkiej
ilości galeonów: nie potrzebował dużej sumy na swoje utrzymanie,
zdawał sobie sprawę z tego, że pensja wykładowcy uniwersyteckiego
nie jest za wysoka, w dodatku najmłodsze z trójki dzieci owego
profesora było niepełnosprawne. Remus nie miał serca brać
większej kwoty za wynajem domu, bo sam aż nadto pamiętał, ile
jego choroba kosztowała jego rodziców. I nie chodziło to tylko o
nerwy – sam remont budynku i przystosowanie go do comiesięcznych
przemian wilkołaka kosztował fortunę. Nie wspominając o tym, że
jego rodzice przez lata szukali lekarstwa na jego chorobę. Co prawda
synek profesora nie cierpiał na likanotropię, ale Remus i tak
bardzo mu współczuł. Jak wywnioskował z rozmowy z jego rodzicami,
chłopiec od najmłodszych lat był przykuty do wózka inwalidzkiego
i żaden z uzdrowicieli nie mógł mu pomóc. Od dziewięciu lat
profesor i jego rodzina wynajmowali od Remusa dom przy Sunny Street
15 i obie strony były bardzo zadowolone z tej współpracy.
Zaczynało
zmierzchać, gdy Remus aportował się przed swoim podwórkiem w East
Clandon. Był lekko zmęczony, ale w wybitnym humorze, jak zawsze po
dłuższym spacerze.
Po
powrocie do domu zrobił sobie letnie kakao i przeniósł się do
ogrodu. Wyraźnie czuł, że pełnia zbliża się wielkimi krokami, a
niemal całkowicie oświetlony księżyc, który ukazał się na
nieboskłonie, tylko wzmagał jego objawy.
Sytuacji
zdecydowanie nie poprawiał fakt, że mijający właśnie dzień
przyniósł mu dodatkowe nerwy. Był pewny, że Syriusz Black prędzej
czy później pojawi się na progu jego domu. Oczywiście zaraz po
tym, jak pozbędzie się Harry’go. Remus miał poważne obawy, że
Black będzie chciał dokończyć dzieła, które rozpoczął
dwanaście lat temu.
–
Nie dopuszczę do tego – obiecał sobie Lupin.
Nie
miał gryfońskiego pojęcia, jak ma dotrzymać swojej obietnicy. W
końcu nie mógł przebywać przy Harrym dwadzieścia cztery godziny
na dobę. I tak nazbyt często odwiedzał syna Jamesa i Lily, chociaż
chłopiec jeszcze nigdy go nie widział. Remus bardzo o to dbał.
Przez
lata z bólem serca obserwował, jak Dursley’owie traktują młodego
Pottera – jakby był dla nich jedynie ciężarem. Syn Petunii i
Vernona, Dudley, od lat znęcał się nad Harrym. Nieraz, patrząc na
to, Remus miał wielką ochotę wyciągną różdżkę i miotnąć w
któregoś z tych mugoli jakąś wymyślną klątwą. Znał ich parę
– lata walki w Zakonie, wiedza, którą przekazywał mu przez lata
Will i wiele książek, które przeczytał nie tylko w Hogwarcie, ale
też po nim, dały mu wiedzę nieznaną większości czarodziejów. Z
nieludzkim wręcz trudem powstrzymywał się przed ukaraniem w jakiś
sposób wujostwa Harry’ego.
Nagłe
zawirowanie tarczy antyteleportacyjnej (Remus postanowił jej nie
zdejmować po wojnie – dla własnego bezpieczeństwa) poderwało go
na równe domu. Ściskając w dłoni różdżkę pognał na przód
domu, gdzie omal nie staranował Albusa Dumbledore’a.
Nie
widział starego czarodzieja od pięciu lat – od pogrzebu Anette
Pettigrew, matki Glizdogona. Jak można się było spodziewać,
dyrektor Hogwartu nic się przez ten czas nie zmienił. No, może
trochę urosła mu broda.
–
Dobry wieczór, Remusie – powiedział dobrodusznie profesor, nic
sobie nie robiąc z zaskoczenia swojego gospodarza.
–
Do-dobry wieczór – wydukał w końcu młodszy mężczyzna,
chowając różdżkę do kieszeni. – Nie spodziewałem się tu
pana.
–
Wiem. Przepraszam, że zawracam ci głowę w tak trudnym czasie. Mam
jednak dla ciebie propozycję, która może ci się spodobać.
Zaproszony
gestem dłoni profesor wszedł do domu, a Remus podążył za nim.
Mimo
tego, że pogodzili się już kilka ładnych lat temu, napięcie
między nimi było wyraźne. A może tylko Remus je wyczuwał? Aż
nazbyt dobrze pamiętał, co powiedział profesorowi w tym strasznym
czasie po śmierci Jamesa i Lily. Był ciekaw, czy Dumbledore również
to pamięta. Wolałby, żeby było inaczej.
–
Jak się czujesz? – zapytał profesor, siadając w jednym z foteli.
–
Dobrze, jak na dzień przed pełnią. A pan…?
–
Doskonale. Jak już mówiłem, mam dla ciebie pewną propozycję.
–
Zamieniam się w słuch.
Dumbledore
uśmiechnął się, słysząc to. Podejrzewał, jaka będzie reakcja
Remusa na jego następne słowa.
–
Chciałbym, żebyś objął stanowisko profesora obrony przed czarną
magią.
Po
raz pierwszy od bardzo dawna Albus widział, jak komuś opada ze
zdziwienia szczęka. Uśmiechnął się serdecznie, widząc nietypową
minę swojego byłego ucznia.
–
Ja… Nie mogę przyjąć tej posady – powiedział w końcu Remus.
– Pan wie dlaczego. Jak pan to sobie wyobraża? Pełnia wyciąga ze
mnie wszystkie siły, musiałbym brać wolne przynajmniej na tydzień,
żeby dojść do siebie. Tydzień co miesiąc.
–
Niekoniecznie. Kilka lat temu Damocles Belby opatentował formułę
na eliksir, który pomaga wilkołakom utrzymać ludzką świadomość
w czasie pełni.
–
Słyszałem o tym. Ale nie mogę od pana żądać wykładania takich
sum na moje zdrowie…
Ku
jego zdziwieniu dyrektor Hogwartu serdecznie się roześmiał,
słysząc te słowa.
–
Nie będzie takiej potrzeby. Tak się składa, że w Hogwarcie uczy
pewien Mistrz Eliksirów, który umie przyrządzić wywar tojadowy.
Zobowiązał się, pod moim niewielkim wpływem, do dostarczania ci
eliksiru przed każdą pełnią.
To
wszystko było zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe. Swego czasu
Remus trochę czytał o wywarze tojadowym i był zachwycony jego
działaniem. Podobno nie tylko pomaga zachować całkowitą
świadomość podczas przemiany, ale też całkowicie likwiduje
towarzyszący jej ból. Nigdy nie śmiał nawet marzyć o choćby
jednej pełni pod wpływem tego eliksiru, bo był on potwornie drogi.
–
Kto jest tym Mistrzem Eliksirów? – spytał.
Lata
temu stracił zaufanie do swojego szczęścia i był pewny, że w
dobrych wieściach, które przyniósł mu Dumbledore jest jakaś
ciemna strona.
–
Severus Snape.
–
TEN Severus Snape? Ten śmierciożerca? Przecież on…
–
Ma moje pełne zaufanie. Wyznał swoje winy i zapłacił za nie.
Coś
w tonie głosu Dumbledore’a powiedziało Remusowi, że nie powinien
drążyć tego tematu.
–
On mnie nienawidzi, temu pan nie może zaprzeczyć. Ma ku temu dobre
powody.
–
Remusie…
–
Tu nie chodzi o Jamesa i Syriusza – powiedział po raz pierwszy od
bardzo dawna wypowiadając imię Blacka. – O mały włos go nie
zabiłem!
–
Severus wie, że nie uczyniłeś tego z własnej woli. Poza tym nie
ma nic do powiedzenia w kwestii doboru kadry. Na szczęście tylko i
wyłącznie ja decyduję o tym, kto będzie uczył w mojej szkole. A
eliksir będziesz dostawał, bo taka jest moja wola. Severus się do
niej dostosuje, możesz być tego pewny.
Remus
nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Z jednej strony propozycja pracy
w Hogwarcie była spełnieniem jego marzeń i ratunkiem w coraz
trudniejszej sytuacji finansowej. Z drugiej strony bał się, że
jego przypadłość może być ogromną przeszkodą w pracy.
–
A Ministerstwo? Urzędnicy nigdy nie zgodzą się na zatrudnienie w
szkole wilkołaka.
–
Zostaw ich mnie. Jak już mówiłem – to ja decyduję, kto będzie
pracował w mojej szkole. Chcę ciebie, Remusie. Nikt inny nie będzie
lepszy na to stanowisko.
–
A ma pan innego chętnego? – spytał Remus, uśmiechając się.
Widział,
ze przegrał wymianę argumentów. Dumbledore, jak zawsze, postawił
na swoim.
–
Nie potrzebuję innego kandydata. Pamiętam, jakie miałeś
osiągnięcia, jako uczeń. Kilka nagród za obronę przed czarną
magią i trzy lata działalności w Zakonie świadczą o twoich
umiejętnościach lepiej niż najlepsze studia.
Przez
krótką chwilę Remus miał ochotę przypomnieć Dumbledore’owi o
tym, jak ten potraktował go przed laty, ale szybko się rozmyślił.
Tamtą sprawę od dawna uważał za zamkniętą.
Profesor
nachylił się ku niemu. Remusowi wydawało się, że jego błękitne
oczy widzą każdą część jego duszy.
–
Wiesz, co się ostatnio wydarzyło? – spytał profesor.
Lupin
kiwnął głową, nie chcąc ponownie wymawiać imienia byłego
przyjaciela. Nadal nie mógł uwierzyć w to, że udało mu się
uciec z najlepiej strzeżonego więzienia na świecie.
–
Potrzebuję cię w Hogwarcie – wyznał Dumbledore. – Znasz Blacka
i, jak mniemam, doskonale znasz zamek. W końcu nie raz chadzałeś
po nim nocami – dodał z uśmiechem. – Nawet nie próbuj
zaprzeczać. W końcu ileż to razy któryś z nauczycieli
przyłapywał w was w najróżniejszych zakamarkach Hogwartu. Teraz
twoja wiedza się przyda…
–
Bo znam zamek tak dobrze jak Black – wymamrotał Remus bardziej do
siebie niż do profesora.
Dumbledore
kiwnął twierdząco głową. W ten sposób dotarł do właściwego
punktu rozmowy.
–
Rozmawiałem z jednym z aurorów, który stróżował w Azkabanie.
Wyznał mi, że Black przed ucieczką powtarzał przez sen „on jest
w Hogwarcie.”
–
Harry – szepnął Remus. – Chce dorwać Harry’ego. Chce
dokończyć to, co zaczął dwanaście lat temu… Profesorze,
przyjmę pańską propozycję. Ale muszę mieć pewność, że nie
będę dla nikogo zagrożeniem.
–
Masz na to moje słowo – zapewnił go Dumbledore, klepiąc lekko w
ramię. – Dostaniesz eliksir.
–
W razie czego zawsze mogę odwiedzić ponownie Wrzeszczącą Chatę –
dodał z lekkim uśmiechem. – Chociaż, nie powiem, wolałbym tego
uniknąć.
Profesor
roześmiał się i porwał Remusa z objęcia.
–
Drogi chłopcze, nie będzie takiej potrzeby. Zapewniam cię, że
wywar tojadowy spełni swoje zadanie. Bądź tak miły i prześlij mi
w najbliższym czasie tytuł podręcznika, z którego ma uczyć się
młodzież. Już najwyższy czas, na rozesłanie listów do uczniów.
Szybko
uzgodnili wszystkie szczegóły, ale Dumbledore opuścił East
Clandon dopiero późnym wieczorem. O tej porze Remus z trudem
trzymał się na nogach, a zawroty głowy utrudniały mu chodzenie.
Z
wiekiem wilkołak przechodził pełnie coraz ciężej. Najczęściej
już w wieczór poprzedzający przemianę z trudem utrzymywał się
na nogach, z kolei po pełni dochodził do siebie o wiele dłużej
niż w młodości.
„Jakbym
był chylącym się nad grobem starcem”, pomyślał cierpko. „A
przecież mam dopiero trzydzieści trzy lata! Większość ludzi
twierdzi, że to najlepszy wiek. A ja z trudem przeżywam od
pierwszego do pierwszego i wykańczam się do miesiąc w czasie
pełni. Pogardzany przez ludzi, pogardzany przez świat. Nawet nie
mam się do kogo zwrócić – zarówno Will, jak i Dumbledore mają
wystarczająco dużo swoich problemów. Moje nie są im potrzebne.”
Żałował,
że nie ma żadnej bliskiej osoby. Kogoś takiego, jak Grace. Odkąd
się z nią rozstał, nie był z nikim na poważnie. Zdarzały się
przelotne romanse (w końcu, na Merlina, był mężczyzną i miał
swoje potrzeby), ale nigdy nie pozwalał sobie na zbytnie
zaangażowanie. Nie chciał znowu czuć bólu, który prześladował
go przez długi czas po rozstaniu z narzeczoną. Rzecz jasna nigdy
jej o tym nie powiedział, chociaż utrzymywali sporadyczny kontakt.
Raz na jakiś czas któreś z nich pisało do tego drugiego na
przykład z okazji świąt lub urodzin. Albo ot tak, dla samej
potrzeby kontaktu. Grace była jedyną, poza Willem, osobą z czasów
studenckich, z którą Remus w jakikolwiek sposób rozmawiał. Carmen
wróciła do Hiszpanii wkrótce po tym, jak rzucił ją Mike; z Lulu
nie widział się odkąd zwolnił się z Wejścia Smoka, a
zdecydowana większość jego znajomych od dawna nie żyła.
„I
znów – jak emeryt. Większość znajomych na cmentarzu. Więc co
ja robię wśród żywych?”
Moi kochani, strasznie Was przepraszam za tak długą nieobecność. Dziękuję za Wasze dopytywania się i zainteresowanie.Wiem, że obiecywałam Wam rozdział po moim egzaminie (który, nawiasem mówiąc, zdałam na 3), ale potem pochłonęły mnie próba podniesienia oceny z łaciny i sesja mojego chłopaka. I kiedy już wszystko zostało zamknięte i obie nasze sesje się skończyły mój laptop zastrajkował i odmówił dostępu do internetu, o czym pisała Wam niezastąpiona Atria Adara. Złośliwość rzeczy martwych. Ale od wczorajszego wieczora wszystko już działa i mogę Wam wreszcie zaprezentować rozdział.Następny powinien pojawić się w piątek.Serdecznie pozdrawiam,Morri
Nieopisana radość na widok rozdziału <3 cieszę się że do nas wróciłaś no i oczywiście gratuluję pokonania sesji ! Pozdrawiam ciepło :D
OdpowiedzUsuń