Tak
jak podejrzewał Remus, zanim doszedł do siebie po przemianie,
„Prorok Codzienny” aż piał od nowych decyzji Ministerstwa
Magii. Pod wodzą niejakiej Dolores Umbridge stworzono nową ustawę.
Po przeczytaniu jej, Lupin zaczął poważnie się obawiać, że
Dumbledore może nie zdołać go zatrudnić. Prawo zrobiło się zbyt
restrykcyjne.
Gdy
zwrócił się w tej sprawie do profesora, ten tylko go uspokoił.
–
Bez obaw, chłopcze – powiedział, uśmiechając się dobrodusznie.
– Nie takie rzeczy robiłem wbrew woli urzędników.
Uspokojony
tymi słowami Remus wrócił do rekonwalescencji. Wszystko go bolało
po przemianie. Samotność mu nie pomagała – mimo tylu lat, wciąż
nie przywykł do tego, że podczas pełni i po niej był sam. Przez
to dochodził do siebie o wiele dłużej i czuł się o wiele gorzej.
Nienawidził
poczucia bezradności, które dotykało go po przemianie. Często nie
był w stanie nawet przywołać przy pomocy czarów szklanki wody.
Nie mówić już o przyniesieniu sobie jej. Na nic nie miał siły –
pierwszy dzień po pełni zazwyczaj spędzał zwinięty pod cienkim
kocem w piwnicy, błagając w duchu Merlina o śmierć. Miał dość
swojego życia.
–
Co jest ze mną nie tak? – syknął, z trudem podnosząc się z
podłogi. – Wszystko się wali, moje życie z każdym miesiącem
jest coraz gorsze, a mimo to nie potrafię umrzeć. Może po tylu
latach bezużyteczności chociaż w Hogwarcie się przydam.
Gdy
po dwóch dniach stanął wreszcie na nogi, odwiedził go Will.
–
Mike od wczoraj jest w Stanach – powiedział na wstępie. – Nie
mam pojęcia, po co tam pojechał.
–
Może w celach turystycznych – mruknął Remus, wyciągając rękę
w kierunku ściany, gdy zakręciło mu się w głowie.
Nie
zdążył się podeprzeć i byłby runął na podłogę, gdyby Will
go nie złapał. Wampir bez trudu go uniósł i posadził w fotelu,
jakby był małym dzieckiem.
–
Masz jakiś eliksir na wzmocnienie? – spytał, sprawdzając reakcje
oczu Remusa na światło. Efekt zaniepokoił go.
–
Powinien być gdzieś w kuchni – wymamrotał wilkołak.
Nie
miał pojęcia, czemu czuł się tak źle. Był pewny, że doszedł
już do siebie. Z drugiej strony takie zasłabnięcia nawet kilka dni
po przemianie już mu się zdarzały.
Will
bez trudu odnalazł zapas fiolek z eliksirem wzmacniającym. Ich
ilość zaniepokoiła go – ewidentnie to świadczyło to o tym, że
właściciel domu zażywa eliksiru często. Możliwe nawet, że aż
nazbyt często. Teoretycznie nie było w tym nic dziwnego, zważywszy
na chorobę Remusa, ale nadmierne stosowanie tego specyfiku mogło
mieć bardzo przykre efektu uboczne.
–
Jak często to pijesz? – spytał Will, podając swojemu
gospodarzowi jedną z fiolek.
–
Przed pełnią… Po pełni… Kiedy tego potrzebuję… A
potrzebuję go coraz częściej. Will, jestem tuż po trzydziestce, a
czuję się, jakbym dobiegał setki.
–
Dlatego dobrze, że przyjąłeś posadę w Hogwarcie. Wrócisz do
życia i wreszcie przestaniesz się nad sobą użalać.
–
Nie użalam się nad sobą – odparował Remus. – Przynajmniej nie
ciągle. Prawie wcale się nad sobą nie użalam. Mógłbyś
wysłuchać mnie ten jeden raz.
Wbrew
własnej woli zaczął się śmiać, a po chwili Will się do niego
dołączył.
Remus
nie umiał użalać się nad sobą zbyt długo. To było do niego
niepodobne. Zazwyczaj każdy, nawet najpotężniejszy cios od losu,
przyjmował na przysłowiową klatę. Załamał się tylko raz w
życiu: po śmierci matki. W każdej innej sytuacji starał się
zachować siłę i choćby resztki godności.
–
Tak właściwie, skąd wiesz, że dostałem propozycję prace w
Hogwarcie? – spytał Remus, ocierając wywołane śmiechem łzy.
–
Wieści szybko się rozchodzą. W Ministerstwie dostali przez to
spazmów. Szczególnie pewna gruba baba chodząca w nietwarzowym
różu. W głowie jej się nie mieści, że można zatrudnić
„nieczłowieka” do pracy z młodzieżą.
–
Może jej się nie mieścić do woli – oświadczył Remus. –
Wiesz, może to głupie, ale mam ochotę przyjąć tę pracę dla
samej przyjemności zrobienia urzędnikom na złość.
–
Mogę się założyć, że nie uda ci się zdenerwować ich bardziej
niż ja to robię.
Lupin
zmrużył oczy, wyczuwając w głosie byłego szefa zaczepną nutę.
Zazwyczaj starał się na nią nie reagować (Merlin jeden wiedział,
co mógł planować Will Daniels), ale tym razem poruszyła się w
nim od dawna milcząca żyłka Huncwota.
–
Niech będzie – zgodził się.
Wyciągnął
dłoń w stronę wampira. Ten ją uścisnął.
–
Lubię robić z tobą interesy – zaśmiał się Will. Po chwili
uśmiech zniknął z jego twarzy. – A tak na poważnie?
–
Chcę chronić Harry’ego. Black na pewno będzie próbował
dokończyć dzieła. Muszę mu przeszkodzić.
–
Nawet za cenę własnego życia? – spytał Daniels.
Remus
wpatrywał się w dawnego szefa lekko zmrużonymi oczami. Nie miał
zielonego pojęcia, do czego pije wampir, ale mógł mu dać tylko
jedną odpowiedź:
–
Lily, James i Peter oddali za niego życie. Najwyższy czas, żeby
zrobił to także ostatni z Huncwotów.
„Gryfon
zawsze pozostaje Gryfonem”, pomyślał Will. „Lata spędzone poza
szkołą niczego nie zmieniają.”
Mimo
tego, że postawa młodego wilkołaka (w końcu Remus zawsze będzie
dla niego młody) odrobinę go bawiła, był też z niego dumny.
Niewiele było osób, które nie załamały się pomimo tylu ciosów,
które otrzymały od losu. Było w tym coś podbudowującego.
Świadczyło to o tym, że świat nie stoczył się aż tak bardzo,
jak Will sądził.
~
* ~
Wizyta
Willa podniosła nieco Remusa na duchu. A na pewno dostarczyła mu
nieco rozrywki – poza nim Lupin od tygodnia nikogo nie widział.
Nie czuł się wystarczająco dobrze, by opuszczać dom na dłużej,
niż wymagało od niego pójście po najpotrzebniejsze zakupy. A i
tak raz o mało nie zasłabł w sklepie. Bynajmniej nie z powodu
rachunku.
Tydzień
po pełni do domu Lupina zapukał Dumbledore. Remus powitał go z
prawdziwą ulgą. Brakowało mu towarzystwa innych ludzi.
–
Herbaty? – zaproponował, gdy tylko profesor usiadł na fotelu.
–
Z chęcią.
Nie
minęło wiele czasu, a obaj czarodzieje siedzieli w salonie przy
parującej herbacie.
–
Ostatnio w „Proroku” pisali, że w Ministerstwie panuje niezła
burza. A przynajmniej tyle dało się wywnioskować z artykułów.
Dumbledore
uśmiechnął się pod nosem, a w jego błękitnych oczach zatańczyły
chochliki. Najwidoczniej nie przejmował się tym, co twierdzili
urzędnicy.
–
Nie musisz się tym niepokoić. Żadne prawo nie zabrania mi cię
zatrudnić. Nawet Czerwona Karta – dodał, widząc, że Lupin
otwiera usta. – Hogwart nie znajduje się w żadnym mieście, a
nawet gdyby, nie mieszka w nim wystarczająco dużo osób. Remusie,
wielokrotnie pomagałem tworzyć prawo czarodziejów i doskonale
wiem, jak je obejść lub nagiąć do swojej woli. Ale w tej sytuacji
nie będzie to potrzebne. Nikt nie ma prawa zabronić mi zatrudnienia
ciebie. Zdaje się, że już ci to tłumaczyłem.
–
Ta cała Umbridge…
–
Dolores jest… specyficzna. Nie da się ukryć. W dodatku jest
starszą podsekretarz Knota… To daje jej dużo władzy. Na
szczęście nie ma jej nad Hogwartem. Nikt nie ma.
Remus
westchnął cicho i upił łyk herbaty. Nie bardzo wiedział, co
odpowiedzieć na słowa dyrektora. Nie chciał zarzucić mu kłamstwa
bądź powątpiewać w jego wpływy i mądrość, ale miał pewne
obawy. Przecież nawet Dumbledore musiał liczyć się z czymś
zdaniem, chociaż w odczuciu Remusa to twierdzenie niemal ocierało
się o świętokradztwo.
–
Pewni urzędnicy – zaczął ostrożnie dyrektor – chcieliby
spotkać się z tobą w sprawie podjęcia przez ciebie pracy. Nie
musisz tego robić – zaznaczył od razu. – To spotkanie zależy
wyłącznie od twojej dobrej woli.
–
Ale jeżeli się z nimi nie spotkam, potem nie dadzą mi żyć –
domyślił się Remus.
Bezradność
w oczach Dumbledore’a powiedziała mu, że ma rację.
Nie
dziwił się temu zaproszeniu. Odkąd zgodził się przyjąć posadę
w Hogwarcie, był pewny, że dostanie zaproszenie na rozmowę z
Ministerstwa Magii. Podejrzewał, że tak duże opóźnienie
spowodował fakt, iż urzędnicy mieli nadzieję, że wprowadzone
przez nich ustawy skutecznie go zniechęcą. Cóż… przeliczyli
się.
Remus
już jakiś czas temu doszedł do wniosku, że prędzej zaprzedałby
duszę diabłu, niż pozwolił, by Harry’emu coś się stało. Już
nazbyt długo nie angażował się w życie chłopaka.
–
Kiedy mam się tam stawić? – spytał, starając się ukryć
zrezygnowanie w głosie.
Ku
jego zdziwieniu dyrektor Hogwartu uśmiechnął się. W tym uśmiechu
było coś, co jednocześnie zaniepokoiło i uspokoiło Lupina (o ile
taka sytuacja była możliwa).
–
Nie pójdziesz tam sam, Remusie. Jako twój pracodawca mam prawo
uczestniczyć we wszystkich rozmowach. Ministerstwo nawet to zaleca.
Pewnie sądzą tam, że to zniechęci ewentualnych chętnych do
zatrudnienia wilkołaków.
„I
bardzo często mają rację”, pomyślał ponuro Remus. Kilkukrotnie
tracił pracę lub szansę na nią właśnie przez te obostrzenia.
Pracodawcy nie chcieli ściągać na siebie dodatkowych problemów.
Po prawdzie Lupin im się nie dziwił. Przecież sam starał się
kontaktować z urzędnikami Departamentu Kontroli nad Magicznymi
Stworzeniami tak rzadko, jak to tylko możliwe.
–
Więc kiedy…?
–
Problem w tym, że, oficjalnie, nie jestem twoim pracodawcą –
kontynuował Dumbledore, nie zważając na pytanie Lupina. – Ale
ten drobny mankament możemy w prosty sposób zniwelować. W ten
sposób.
Wyjął
z torby kawałek pergaminu, zapisany zdobionym pismem i podsunął go
Remusowi. Ten szybko przebiegł po nim wzrokiem – od razu
zorientował się, że to umowa o pracę.
Wziął
pióro, które podał mu dyrektor i złożył podpis w odpowiednim
miejscu. Tym samym oficjalnie wstąpił do grona pedagogicznego
Szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie.
–
Wybrałeś podręcznik? – spytał dyrektor, chowając umowę.
–
Arseniusa Jiggera – odparł Lupin.
–
Świetny wybór. A z tym spotkaniem… Myślę, że dla wszystkich
będzie lepiej, jeżeli załatwimy tę sprawę jak najszybciej.
Remus
kiwnął głową, zgadzając się ze słowami profesora. Nie miał
ochoty na wizytę w Ministerstwie Magii, ale wiedział, że bez tego
się nie obejdzie. Urzędnicy by mu nie przepuścili samowolki,
szczególnie, że chodziło o pracę w szkole. A jedno słowo
nieuważnego urzędnika mogło przekreślić jego marzenia o
normalnej… jakiejkolwiek… pracy.
Bardzo się cieszę, że w końcu Remus będzie uczył w Hogwarcie. Mam tylko nadzieję, że rozmowa w Ministerstwie odbędzie się bez żadnych problemów.
OdpowiedzUsuńŻyczę miłych wakacji i pozdrawiam.
Bardzo dziękuję, też życzę miłych wakacji.
UsuńPodrawiam
Czy rozdziały jeszcze się pojawią?
OdpowiedzUsuńRozdział jak najbardziej się pojawi. Najbliższy już jutro.
UsuńPozdrawiam